Nic nie zapowiadało takiej przygody.. Wkrótce po tym jak dotychczasowa ekipa pojechała do domu i zostałem sam na sam z Biebrzą jednym z ptasiarskich celów były rozlewiska Narwi k. Wizny. Teren znany i bardzo ciekawy przyrodniczo, jak się również przekonałem dodatkowo dość zdradliwy... W związku z tym, że na samym moście nad Narwią nie da się oczywiście zatrzymać, wybrałem najbliższy możliwy zjazd nad rzeką. Zielona nawierzchnia wydawała się stabilna i twarda a zatem śmiało jadę. Po chwili już wiedziałem jaki ogromny błąd popełniłem..Zielona nawierzchnia okazała się zwyczajnym bagniskiem i na nic zdawały się rozpaczliwe próby cofania samochodu. Zażarta walka trwała już kilka długich minut, auto ślizgało się bez większych szans z wydostania z błotnej pułapki, zagrzebując się coraz bardziej w cuchnącej brei, stąd powoli traciłem już nadzieję. Wtedy nagle podąłem sprzeczną z logiką decyzję, aby przestać na siłę się cofać i ruszyć do przodu w stronę topieli. Gorzej być nie mogło pomyślałem, bo i tak droga odwrotu była już całkiem rozjechana, więc nie ma nic do stracenia. Niespodziewanie okazało się, że w tej nowej pozycji auto złapało przyczepność i wtedy szybki wsteczny pozwolił na powolne wychodzenie z pułapki. Chwilę potem mokry do emocji, trzęsącymi rękami otwarłem drzwi samochodu. Walka wygrana.